inhire.ioBlogPraca w ITNigdy nie chciałem trafić do kontraktorni

Nigdy nie chciałem trafić do kontraktorni

Praca w IT
01/10/2021

Wielkie korpo, masa bezsensownych spotkań, technologie sprzed 20 lat … nie, to nie dla mnie. Startupy, freelance, biblioteki w wersji EXPERTIMENTAL na produkcji, najnowszy tech-stack, łatanie bugów po ssh na prodzie…😎 to jest życie. To jest wolność. Jak trafiłem do „kontraktorni”?

Kodować zacząłem dość wcześnie, miałem plus minus 9 lat. Pamiętam pierwszego Linuxa – Mandrake z KDE 1 😅  To były czasy! Co prawda nie studiowałem, ale całe życie zajmuje się tym, co sprawia mi dużą frajdę. Już wtedy wiedziałem, że kod będzie ze mną na zawsze. Do tej pory jest to dla mnie dużo więcej niż „8h i do domu”.

Wiosna 2018, czasy przed pandemią, człowiek idący po ulicy w masce…-na pewno wariat!

Wtedy właśnie skończyłem 6 miesięczne zlecenie na freelancie – pomyślałem no dobra, może czas się gdzieś zatrudnić? Otworzyłem LinkedIn, żeby zobaczyć, co tam słychać w świecie ofert. Ale miałem jedną zasadę – KONTRAKTORNIOM  MÓWIŁEM ZDECYDOWANE NIE!

Okej, przeglądałem ten LinkedIn, jedna oferta, druga, nic ciekawego. Większość ofert to wielkie korpo. Tajemnicza „firma bankowa z Kapelanki” albo „lotnicza z Krakowa”, zupełnie nie dla mnie. Trochę zrezygnowany, zacząłem przeglądać wiadomości pozostawione przez rekruterów. Wśród nich jedna mnie zainteresowała. Technologie nie takie złe, firma na pierwszy rzut oka wyglądała w porządku, ale było jedno ale … kontraktornia. 😬 Odpisałem z ciekawości… no bo co mogło mi szkodzić? Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej.

Jak to bywa w XXI wieku w HRach na LinkedInie – rekruterka rzuciła się na moją wiadomość jak dzik w borówki 😆. Proces rekrutacyjny był raczej standardowy – telefon, później spotkanie F2F. Wszystko przeprowadzone było bardzo sprawnie. Musiałem przyznać, że j-labs pozostawił wrażenie bardzo profesjonalnej firmy i w dodatku, co bardzo ważne – bez przysłowiowego kija w … no wiecie w czym😅. Decyzja o przyjęciu mnie była pozytywna,  ale ja zrezygnowałem, bo „kontraktornia”.

W tym miejscu muszę przyznać wielkie brawa dla rekruterki, która dobrze to rozegrała. Zgodnie ze starym przysłowiem biznesu – jak jest wybór, to ludzie wybierają, jak nie ma wyboru, to nie. Rekruterka nie naciskała, nie próbowała wciskać owocowych czwartków, zaczarowanych wtorków, biurka, trampoliny i nie wiadomo czego. Zostawiła wybór i akurat tak się złożyło, że po jakimś czasie wybrałem i sam odezwałem się po raz kolejny. 

Tym razem rozmowa odbywała się już bezpośrednio z klientem, do którego miałbym trafić. Wszystko wyszło dobrze, więc zaryzykowałem. Pomyślałem sobie – ”Posiedzę pół roku, zobaczę co i jak. Będzie nieciekawie? Trudno. Najwyżej odznaczę tego życiowego checkboxa „kontraktornia” raz na zawsze i nie będę musiał do tego wracać. Od tamtej pory pracuję w j-labs już 3 lata i co się okazało? Wierzyłem w stereotypy : )

1. Kontraktornia = cobol, jQuery UI i technologie sprzed 20 lat

Jest całkowicie na odwrót. Mamy wszystko co jest obecnie na topie. Mikroserwisy śmigają reaktywnie, wiadomości latają po Kafce, wszystko stoi na K8s 🤘 Jest ogień!

2. Kontraktornia = spina, korpo klimat

Tak, w dużych korporacjach jest … inaczej. I z tym się nic nie z robi. Raz atmosfera jest gęsta jak smog w Krakowie. Innym razem management bywa „uciążliwy”. A paradoksalnie j-labs robi jako super bufor bezpieczeństwa. Masz swoich ludzi dookoła, trzymacie się razem. Panuje swego rodzaju dystans pomiędzy „nimi” i „nami”. Dodam jeszcze, że osobiście takich „korpo” klimatów do tej pory nie doświadczyłem. 😝A co z klimatem? Dużo większy luz niż w niejednym star-tupie, trust me. �

3. Kontraktornia = korpo, korpo, korpo…

Taak… miałem wizję, że skoro j-labs to „body leasing dla Niemca”, to na bank same wielkie Fintechowe korporacje, a na komputerze  odpalisz 2 programy i 3 strony, do tego masa spotkań bez celu itd. Korporacje się zdarzają wiadomo, ale jest bardzo dużo klientów „małych”, nawet startupów. Z mojego doświadczenia powiem, że nawet te korporacje są strasznie niekorporacyjne. 😁 Jest duży luz, można spokojnie pracować, jest czas na wszystko, na rozwój, na rozkminę, na piłkarzyki – to znaczy był, teraz przenieśliśmy wszystko do online’u i  jest parę fajnych gierek, gdzie serwer stawiasz na dokerze… 😁

4. Kontraktornia = masówka to i słaby sprzęt

Nie, sprzęt jest najlepszy dostępny na rynku. Wszystko czego dusza zapragnie. Dodatkowo – potrzebujesz Idea Ultimate? Nie ma problemu, cyk  masz. Potrzebujesz jakiegoś innego programu, bo przyda się w zespole? Bez problemu. Cyk i masz.

5. Kontraktornia = 0 decyzyjności, nuda, klepanie kodu 8h i do domu…

Wszystko zależy od ciebie i od twojego podejścia – ja mogę powiedzieć na swoim przykładzie. Działam na freelancie i mam parę projektów open-source. Pisanie kodu i rozwiązywanie „nierozwiązywalnych” problemów jest dla mnie trochę jak tlen Powiedzmy, że zamiast odpalać wieczorem Netflixa, ja lubię wskoczyć w kod i tyle. Tak już mam, nic na to nie poradzę. Stąd miałem duże obawy, że trafię do miejsca, gdzie będę musiał zbezcześcić wszystko w co wierze. 😱😱😱 Pisząc kolejną nudną formatkę w JSP (🤮), albo normalizując bazę do 6 stopnia. 🤮

W ciągu moich trzech przepracowanych w j-labs lat wyrobiliśmy sobie renomę u klienta i zdobyliśmy zaufanie. My proponujemy architekturę, technologie i rozwiązania i bierzemy za to odpowiedzialność – i to jest super!

Jeżeli miałbym podsumować to wszystko w  jednym zdaniu, to   powiedziałbym, że j-labs przede wszystkim nie przeszkadza – może to dziwny „plus”, ale myślę, że trzeba to docenić.

Jest czas na wszystko, jest wsparcie od managementu i to wszystko opakowane w NIE-KORPO klimacie, a co najważniejsze – nie jest typową kontraktornią : )

Autor:
Mateusz Kulawik
Team Lead, Full-Stack Developer w j-labs

Sprawdź oferty pracy w j-labs